czwartek, 25 października 2012

KAWALEROWIE I STARE PANNY 

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

To, że na wsi dzieję się rzeczy, których nigdy nie pojmiecie to jasne, ale że dzieją się tam rzeczy, których już nawet ja nie rozumiem, to już nie jest normalne. O tym na końcu. A na początku o starych pannach i kawalerach.
Na wsi nie ma singli. Na wsi są panny, kawalerowie, stare panny i starzy kawalerowie. Trudno ustalić, gdzie dokładnie granica miedzy panną i starą panną przebiega. Ja, wychodząc za maż wieku 25 lat, starą panną byłam krótko. Ile dokładnie? Nie wiem. Pamiętam natomiast jak jedna z sąsiadek, usłyszawszy, że moja dwudziestoletnia kuzynka bierze ślub, powiedziała: "Dobrze, że ta Kasia się w końcu za mąż wydaje, bo jeszcze trochę i by starą panną była." Także 20 lat - jeszcze nie stara panna, 25 lat - już stara panna. Granica pewnie przebiega gdzieś pośrodku.

Kawalerowie mają łatwiej, oni stają się starymi kawalerami zdecydowanie później. Kiedy dokładnie też oczywiście nie wiadomo. Zawsze mówiłam, że mężczyźni mają łatwiej. Żadnych menstruacji, ciąż, porodów i jeszcze taki 25letni chodzi po świecie i nikt mu starokawalerstwa nie zarzuca.

A na koniec obiecane - nawet  przeze mnie nie rozumiane. Otóż mamy na wsi gwiazdę telewizji.


Zastanówmy się teraz DLACZEGO oni mają problemy ze znalezieniem dziewczyny. No i DLACZEGO wzięli udział  w tym programie?  I kto ten program ogląda? Tego to nawet ja nie rozumiem...

poniedziałek, 22 października 2012

LEPSZY SWÓJ I W DŁUGICH SPODNIACH

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Czasem jakaś wiejska dziewczyna wyjedzie do stolicy, albo gdzieś dalej i pozna miastowego kawalera. Z tymi miastowymi jest bez sensu. Nigdy nie wiadomo, na kogo biedna dziewczyna trafi. "Lepszy swój, co ojca i matkę wszyscy we wsi znają, a jak nie znają, to zawsze można kogo popytać co to za jeden."

Kiedy ja spotykałam się z pewnym "miastowym", pojawił się jeszcze jeden zarzut. "Co to kawaler, co do panny w krótkich spodniach przychodzi?!" powiedziała z oburzeniem sąsiadka, widząc nas na moim własnym podwórku, w środku lata, przy  + 40 stopniach Celsjusza.

Także mąż ma nie pić, nie bić i na baby nie chodzić, a jak już, to dyskretnie. Kandydat na męża ma dodatkowo chodzić w długich spodniach. 

środa, 17 października 2012

SWĘDZĄCE OKO

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Strasznie swędzi mnie dziś oko. Na wsi pewnie bym mi ktoś, że dobrze, że lewe. Wiadomo, "lewe śmiewe, prawe łzawe". Z oczami jak z rękami  - prawa ręka  do witania, lewa do pieniędzy, prawe oko na płacz, lewe na śmiech.
O płakaniu mówią u mnie na wsi jeszcze w kontekście piątku - "Kto w piątek skacze, ten w niedzielę płacze." Dlatego nie uświadczycie na wsi wesela  w piątek. Co tam wesele! Nam w podstawówce nigdy nie pozwalali zrobić w piątek dyskoteki. W piątki na wsi nie chodzi się na imprezy. W piątki zachowuje się post. Nie je się mięcha, nie pije się alkoholu. I nie ma, że weekend!

poniedziałek, 15 października 2012

DOBRY MĄŻ

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Odwiedziłam wczoraj babcię, która korzystając z okazji, że byłam u niej sama, zaczęła mnie wypytywać "jak się mąż sprawuje".
Odpowiedziałam, że średnio, że na kolację zaprasza mnie od wielkiego dzwonu, że kwiatów bez okazji nie przynosi, a w teatrze byliśmy ostatnio chyba z pół roku temu.

"To dobry chłopak" - zagrzmiała babcia, "a Ty wnuczko nie grzesz, i żeby Ci żaden rozwód po głowie nie chodził, po moim trupie! Ten twój mąż dobry jest, jak i mój dobry był - nie pił, nie bił i na baby nie chodził, a przynajmniej nie wiedziałam."

No to teraz padajmy wszystkie na kolanu i dziękujmy Bogu za dobrych mężów. Niech nie piją, nie biją i chodzą na baby tak, żebyśmy nie wiedziały.

wtorek, 9 października 2012

ODCZYNIANIE UROKU - PŁACZ DZIECKA

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Było o ciąży, której naturalnym skutkiem jest posiadanie dziecka. Dziecko, jak wiadomo płacze. Płacze, bo jest głodne, przejedzone, spragnione, przepojone, bo ma mokro, bo mu się nudzi  itp. Czasem pomaga, jak się dziecko nakarmi, napoi, przewinie, ponosi, a czasem nie pomaga nic. Tzn. u Was - w wielkich miastach, bo na wsi pomaga odczynianie uroku.

Zgodnie z wiarą w gusła i zabobony, dziecko płacze, bo się przestraszyło. Trzeba więc straszydło przepędzić, najpierw trzeba jednak ustalić, czego się dziecko boi. W tym celu należy:
1. przygotować miednicę z wodą, klucz (taki duży) i świecę
2. świecę należy stopić, żeby mieć płynny wosk
3. gorący wosk należy przelewać przez klucz do miski z wodą.
(Wygląda to tak, jak lanie wosku do wróżb andrzejkowych).

Kształt, który powstał, reprezentuje to, czego dziecko się boi. Woskową figurkę należy spalić. Strach dziecka zginie wtedy w płomieniach i dziecko przestanie płakać.

Polecam tylko naprawdę zdesperowanym rodzicom.

piątek, 5 października 2012

CZEGO NIE NALEŻY ROBIĆ W CIĄŻY

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Jest cała lista rzeczy, których ciężarna mieszkanka wis robić nie powinna. Nie chodzi tu wcale o dojenie krów, karmienie prosiąt, czy kopanie ziemniaków. Nie chodzi wcale o to, aby ciężarną od ciężkiej, fizycznej roboty odciągać. Kobieta będąca w ciąży nie może:

Przechodzić pod sznurami z bielizną - bo się dziecko pępowiną owinie (z tego samego powodu nie powinna nosić łańcuszków, naszyjników, korali).
Patrzeć na brzydkich ludzi - bo się taka zapatrzy i dziecko się brzydkie urodzi.
Farbować włosów - bo dziecko będzie rude (mamo, nie składaj na geny!).
Ścinać włosów - bo dziecko będzie miało krótki rozum (ufff... to już lepsze to farbowanie).
Depilować się - bo dziecko będzie łyse (nadal wolę być ruda).
Przestraszywszy się czegoś, złapać się za brzuch - bo dziecko będzie miało znamię.
Przestraszyć się myszy - bo dziecko będzie miało znamię "myszkę".
Oparzyć się i złapać się za brzuch ani wpatrywać się w ogień - bo dziecko będzie miało znamię "ogień".
Zaglądać przez dziurkę od klucza - bo dziecko będzie miało zeza.  

Strzeżcie się Ciężarne! ;)

PS. Mama kazała mi dopisać, że nie można jeszcze
oblizywać noża  - bo dziecko będzie miało rozszczep podniebienia.

czwartek, 4 października 2012

SŁOWNIK WYRAZÓW CZĘSTO UŻYWANYCH

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Na wsi nawet język jest inny. Przedstawiam Wam dziś słownik wyrazów i zwrotów często na wsi używanych.

poszlim, bylim, zrobilim - znaczenie oczywiste, końcówka "im" w 3. os. lmn. jest na wsi nadal żywa

kumelunem - "kumelunem to znacy chyzo" - powiedziała mi kiedyś babcia - kumelunem znaczy chyżo, czyli szybko

zmrowić się - nie ma nic wspólnego z mrówkami, zmrowić się to przyzwyczaić się, przywyknąć, wyraz ten ma nacechowanie lekko negtywne, np. "Zmrowił się i po szkole chodził do sąsiadów, zamiast przyjść do domu i ojcu pomagać."

upilać, przypilać - upominać kogoś, przypominać mu o jego obowiązkach, np. "Przypil go, żeby odrobił lekcje."

bez i przez - na mazowieckiej wsi często używane są w znaczeniu odwrotnym niż powszechnie znane, np. "Szedł chłop przez czapki bez most."

uważać kogoś - cenić, poważać, mieć do kogoś szacunek, darzyć kogoś uznaniem, "Ją to ludzie uważają, ona jest przecież lekarzem."

środa, 3 października 2012

CENTRALNE OGRZEWANIE

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Miałam kilkanaście lat, kiedy mojego tatą odwiedziła koleżanka ze szkolnej ławki, od kilkudziesięciu lat mieszkająca w dużym mieście. Koleżanka taty weszła do naszego domu, zaczęła uważnie się rozglądać i zadawać pytania.

Ooooo.... rury. Kaloryfery. To wy macie centralne? - zapytała.
Mamy - odpowiedział tata.
I korzystacie z tego centralnego?
Korzystamy.
I łazienkę też macie?
Mamy.
I korzystanie z niej (wtf???)
Korzystamy....
I macie i sedes i wannę? I kąpiecie się w tej wannie?
yhmmm...
I pokoje dla dzieci macie?
Mamy.
I zimą je ogrzewacie?
Ogrzewamy.

Pytań nikt nie rozumiał. Odpowiedzi udzielaliśmy zgodnie z prawdą. Dopiero kilka lat później miałam okazję odwiedzić moich sąsiadów, kuzynów koleżanki taty, u których kobieta ta bywała regularnie.

Wchodzę do domku, a tam dwie "izby".  W pierwszej izbie kuchnia węglowa, a na niej garnek z zupą  a obok wiaderko z jedzeniem dla prosiaczków. 2 łóżka. Na ścianie obraz Świętej Rodziny, obok dwa duże gwoździe, na których wiszą (na bardzo kolorowych smyczach) telefony komórkowe (technika pod strzechy!).
Pani Domu opowiada, że tutaj to "my śpimy",  a "tam Pioter i Paweł, a Kasia, Włodek i Jurek to w drugjem pokoju. Ale jak je zima, to wszyscy w jednem, co by na darmo w piecu nie palić i drzewa nie marnować. A łazienkę to my mamy!  A jak! A cobym mieli nie mieć? No mamy, tylko myjem się w misce, tu w kuchni, bo ta łazienka to nieogrzewana. No latem się tam myjem w łazience, bo wtedy tam ciepło, ale w misce się myjem, bo odpływu nie ma i woda by nie miała jak spłynąć. No i kran tylko w kuchni. Ale zakręcony, bo woda to przecie w studni jest."

Teraz już wiem, że ludzi, którzy wchodzą do cudzego domu, rozglądają się badawczo dookoła, dziwią się obecnością kaloryferów i tym, że jak się ma łazienkę, to się z niej korzysta, nie należy pochopnie podejrzewać o chorobę psychiczną.

wtorek, 2 października 2012

 NANANA NANANA, JJEEEE MARIHUANA

Na wsi dzieją się rzeczy, które Wam - miastowym nigdy się nawet nie śniły.

Pisałam już kiedyś, że Ci po drugiej stronie Narwi (tam, gdzie wyrywają bankomat ze ściany kradzionym ciągnikiem) to mają ułańską fantazję. Ostatnio taki jeden postanowił hodować marihuanę. Gdzie można to robić? Opcji jest kilka: w doniczce na parapecie, w szklarni, na strychu, doświetlając żarówką itp. A jeden taki z Ponikwi postanowił hodować w lesie. Wiadomo, że jak w lesie rośnie, to niczyje. Można przyjść i ściąć, jak podgrzybki czy maślaki. Nie pomyślała tylko taki jeden o tym, że jak ktoś* te krzaki zauważy, to zadzwoni na Policję. Policja, stosując metodę obserwacji, szybko zorientowała się kto krzaczków dogląda. Hodowca przyznał się do winy.

Morał z tej historii taki, że jak idziesz doglądać krzaki w lesie, to patrz czy nikt za Tobą nie lezie.


źródło: http://www.pultusk24.pl/content/view/5279/1/


* ktoś - frajer jakiś, przecież wiadomo, że niefrajer zrobiłby z krzaków użytek. Ja bym nie zrobiła, ale na Policję też bym nie dzwoniła. Ja bym przeprowadziła śledztwo dziennikarskie! :D Wszystkie lokalny gazety wydrukowałyby mój tekst!